wtorek, 12 maja 2009

Sałata (bez włosów)

Chyba już z dziesiąty raz poprawiam swojego pierwszego, dwuzdaniowego posta. Jak tak dalej pójdzie to nigdy niczego nie napiszę (4N - nigdy niczego nie napiszę).

Zastanawiam się czy to nie za późno na rozpoczęcie bloga, w sumie mam już ponad miesiąc pracy za sobą i JUŻ SIĘ PRZYZWYCZAIŁAM. Wspomnienia nieco zbladły, rotacja personelu w systemie zmianowym doprowadziła do tego, że nie pracuję już z N. i jest o wiele lepiej...

Najgorsze, że mam chaos w swoich myślach i zupełnie nie wiem od czego zacząć.

Wczoraj kelnerka przyniosła zamówienie na posiłek. Do głównego dania, pani zamówiła sałatę. Oczywiście nasuwa się tutaj pytanie jak komuś może smakować sałata posolona i zalana octem oraz olejem? Poza tym, rodzi się problem jakości (brzmi filozoficznie?) - zarówno octu jak i oleju - bo w sumie jest ogromna różnica w oliwie i w oleju, a ja dobrze wiem co tam wlewam oraz jakiej firmy.
Pani zamówiła: sałatę bez włosów. Oczywiście nie mamy w menu sałaty z włosami (żadnymi - ludzkimi czy anielskimi). Oczywiście przestrzegamy skrupulatnie zasad higieny (i choć brzmi to ironicznie, to akurat jest prawda), dlatego nosimy urocze czapeczki (po których moje włosy są całkiem bleee). Nie dodajemy włosów do sałaty ani przypadkowo ani celowo. Tutaj muszę przyznać, że kilka razy miałam w głowie pomysły na żywieniowy terroryzm, ale mam zbyt dużo szacunku dla osób, które przychodzą i ufnie zamawiają jedzenie.

1 komentarz:

  1. Ta gospa je bila gotovo perverzna in je v bistvu hotela namigniti, da bi ji čisto pasalo prejeti v solati kakšen del človeškega telesa. Morda pa preprodaja organe na črnem trgu.:))

    OdpowiedzUsuń